Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że usiłował przybrać groźną postawę, co wyglądało nader komicznie.
— Mówcie już, czego chcecie, do licha! Jeśli mięto wyrzucę was za drzwi — zawołał zniecierpliwiony Roman.
Starzy bojaźliwie spojrzeli na siebie, siadając znów na swoje poprzednio zajmowane miejsca.
— Kto mi dziecko zgubił, jeśli nie Brytan i ty?! — mówił Bryłka przez łzy. — Pomóż mi odnaleźć córkę.
— Tak, pomóż nam! — podchwycił żałośnie Pechowiec. — Moja Irka, moje najdroższe dziecko... — biadał, sapiąc jak miech kowalski.
— Nic nie rozumiem! Czyście bzika dostali?!! — zawołał oszołomiony Roman. — Co mnie obchodzą wasze Felki i Irki?... Ja ich w kieszeni ze sobą nie noszę!... Jak widzę, znów szukacie do mnie „sołdackiej pretensji“. Felka okradła mnie i uciekła, a Irki nie widziałem już od dawna. Wynoście się stąd... Ale już!...
— Zlituj się nad nami! — błagał dalej Bryłka. Pomóż nam je odnaleźć! Dziś wieczorem uciekają z Brytanem do Argentyny!
Ta wiadomość podziałała tak, jakby Romana uderzono obuchem po głowie. Wszystkiego się spodziewał ze strony Brytana i Felci. Ale nie tego, co usłyszał z ust jej ojca. Lipek tak samo zrobił wielkie oczy.