Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na zawsze przeszła nam ochota do adoptowania istot żyjących!
— Po psie przyszła kolej na lalki. Widziałeś chyba u nas te, które Helena ciągle ubiera i rozbiera.
— Tym przynajmniej śmierć nie grozi!
— Masz rację! Wszystko szło jaknajlepiej. Byliśmy zupełnie szczęśliwi. Po nocach mogłem spać spokojnie, będąc pewien, że żaden ryk i kwik mnie nie obudzi. Nie potrzebowałem zgadywać, czy to będzie syn, czy córka i czy wyrośnie dla nas na pociechę. Na każde zawołanie miałem moją żonę pod ręką, nie martwiąc się, że „zajdzie“ albo że ją będą „skrobać“... Jednam słowem: raj, nie życie!
— Wydaje mi się, że nie ma wielkiej różnicy między takiem małżeństwem...
— A związkiem nieprawym? Masz rację! Małżeństwo bezdzietne zmienia się z biegiem czasu w konkubinat legalny, ale tylko i wyłącznie, w konkubinat. Minęło dwanaście lat. Nagle teraz... czy wiesz, co się stało?
— Skądże mam wiedzieć?
— Nie domyślasz się?
— Wykluczając zgóry, aby twoja żona miała być w odmiennym stanie...
— A właśnie, że jest! To się nazywa mieć pecha, nieprawdaż?
— Nie rozumiem cię zupełnie. Przecież życzyliście sobie tak bardzo...
— Tak, z początku, w ciągu dwóch, trzech pierwszych lat małżeństwa. Teraz znów nasz dom staje się piekłem. Od nowa zaczęły się kłótnie i wyrzuty. Jedno na drugie zwala winę. Dawniej chodziło o bezpłodność, dziś chodzi o brzemienność Heleny. Już go nazywamy „intruzem“. Kie-