Przejdź do zawartości

Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

was ciężarem? Czy nie zarabiam na swoje utrzymanie?
— Tylko nie unoś się tak, gdyż gotoweśmy się pokłócić na dobre. Nikt ci nic do wyrzucenia nie ma. Radzę ci, abyś wyszła za Augusta, gdyż mam twoje dobro na względzie!
— Moje dobro! Moje dobro! Zapewne dla mego dobra zrobił Dan August to, co zrobił? Chciał mnie kupić? Wspaniałomyślny kupiec! Coraz lepiej zdaję sobie sprawę, że wszyscy mężczyźni są gruboskórzy, ordynarni, brutalni...
— Wszyscy?
— Tak wszyscy! Przynajmniej ci, którzy są mężczyznami...
— Jakto?
— Innych, którym brak brutalności i egoizmu, nie można nazwać mężczyznami.
— Jak więc ich nazwiesz?
— Bezpłciowcami...
— Ładne teorie wygłaszasz, moja droga!
— W tym domu to widocznie zaraźliwe!
— Nigdy n:e słyszałam, aby wuj zabierał głos w tych kwestjach.
— Ja też nie powtarzam za wujem. Obserwowałam mężczyzn i oto rezultat mojej obserwacji.
— Czy obserwowałaś także wuja?
— Nie, wuj nie należy do mężczyzn tego rodzaju...
— Jest więc bezpłciowcem?
— Ach nie, nie! Ani jedno, ani drugie! Wuj jest... jest... nie, nie mogę go określić, jak tych innych z krwi i ciała!
— Co myślisz o swym wuju?
— Poprostu, że jest wujem, tylko i wyłącznie wujem. Wujostwo jest jego istotą, jego racją bytu.