Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pisania i marmurowy kominek... Przyszedłszy, rzucił się na kanapę, założył ręce za głowę i pozostał tak nieruchomy, z oczyma prawie z rozpaczą utkwionemi w podłogę. Czy chciał zataić nawet przed murami to, co twarz jego wyrażała, czy też z jakiej innej przyczyny, podniósł się, zapuścił ciężkie rolety okien i znowu rzucił się na kanapę...

IX.

Tegoż samego dnia i Bazarow poznał się z Teniczką. Przechadzał się razem z Arkadjuszem po ogrodzie i tłumaczył im dlaczego nie przyjęły się niektóre drzewka, mianowicie małe dęby.
— Tu trzeba więcej białodrzewu sadzić, albo świerków, lub nawet lip, uprawiwszy ziemię nawozem. Altanka oto przyjęła się dobrze, — dodał; — akacja, bez, to poczciwe stworzenia. Ale... tu jest ktoś.
W altance siedziała Teniczka z Duniaszą i Mitjem. Bazarow przystanął, Arkadjasz zaś kiwnął głową Teniczce, jak starej znajomej.
— Kto to? — spytał się Bazarow, jak tylko przeszli dalej. — Co za ładny buziak!
— Ale o kim mówisz?
— Wiesz przecie o kim: tylko jedna z nich ładna.
Arkadjusz, nie bez pomieszania, wyjaśnił mu w kilku słowach, kto jest Teniczka.
— Aha! — odezwał się Bazarow; — stary ma dobry gust. Podoba mi się twój ojciec. No-no, zuch! Ale trzebaż się bliżej zapoznać, — dodał i poszedł ku altance.
— Eugenjuszu! — z przestrachem zawołał za nim Arkadjusz, — tylko ostrożnie, na Boga!