Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaś przeciwnie, wymawiał twardo: pryncypium, kładąc nacisk na pierwszą zgłoskę) — bez zasad, przyjętych, jak się wyrażasz, na wiarę, nie można kroku postąpić, nie można odetchnąć. Ale vous avez changé tout cela, niech wam Bóg użyczy zdrowia i szlif generalskich, a my będziemy tylko cieszyli się z was panowie... Jakże tam?
— Nihiliści, — wyraźnie odpowiedział Arkadjusz.
— Tak. Wprzódy byli hegliści, a teraz znów nihiliści. Zobaczymy, jak wy też potraficie istnieć w próżni, w przestrzeni bezpowietrznej; a teraz zadzwoń-no, kochany bracie, już czas na moje kakao.
Mikołaj Piotrowicz zadzwonił i głośno zawołał: „Duniasza!“ Tymczasem zamiast Duniaszy wyszła na taras sama Teniczka. Była to kobieta młoda, lat dwudziestu trzech, bielutka i delikatna; włosy miała ciemne, oczy czarne, policzki zdrowe i pulchne jak dziecko i drobne, wiotkie rączki. Ubrana była schludnie, w białą sukienkę perkalikową, a na okrągłych ramionach miała nową, niebieską chustę narzuconą. Niosła dużą szklankę kakao, a gdy ją postawiła przed Pawłem Piotrowiczem, okryła się cała z zakłopotania rumieńcem: gorąca krew nabiegła czerwoną falą pod przeźroczysty naskórek jej pełnej wdzięku twarzyczki. Spuściła oczy i zatrzymała się przy stoliku, o który się lekko wsparła koniuszkami prawie palców. I wstydziła się tego, że przyszła, i poniekąd czuła zarazem, że miała prawo przyjść.
Paweł zmarszczył brwi surowo, Mikołaj zmieszał się.
— Dzień dobry, Teniczka — wymówił wreszcie przez zęby.
— Dzień dobry panu — odpowiedziała niezbyt