Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

plątał się). Mój brat jest człowiekiem starej daty, zapalczywy i uparty... chwała Bogu, że się to jeszcze tak skończyło. Przedsięwziąłem wszelkie środki celem uniknięcia rozgłosu...
— Zostawię wam swój adres, na wypadek, gdyby z tego powstała jaka historja, — obojętnie zauważył Bazarow.
— Mam nadzieję, że nie będzie żadnej historji... Bardzo żałuję, że wasz pobyt w moim domu tak się zakończył. Jest to tem boleśniej dla mnie, że Arkadjusz...
— Zobaczę się z nim zapewne, — odparł Bazarow, — w którym wszelkiego rodzaju „oświadczenia“ i „wyjaśnienia“ wzbudzały zwykle uczucie niecierpliwości; gdybym się zaś nie zobaczył, proszę pozdrowić go odemnie i wyrazić mu mój żal...
— I ja proszę... — odrzekł z ukłonem Mikołaj Piotrowicz; — ale Bazarow nie doczekał się końca frazesu i wyszedł.
Dowiedziawszy się o zamiarze Bazarowa, Paweł Piotrowicz zapragnął go zobaczyć i uścisnąć mu rękę. Ale Bazarow i tutaj pozostał zimny jak lód; pojmował, że Paweł Piotrowicz miał ochotę pokazać się wspaniałomyślnym. Z Teniczką nie udało mu się pożegnać, zobaczył ją tylko przez okno. Jej twarz wydawała mu się smutną. „Kto wie, pomyślał, czy sobie tego nie bierze zbytnio do serca? Potrafi się przecież znów jakoś pocieszyć“.
Piotr rozczulił się do tego stopnia, że płakał rzewnemi łzami, dopóki Bazarow nie ochłodził go zapytaniem: „czy nie ma czasem źródła w oczach“, a Duniasza musiała uciec w krzaki, żeby ukryć swoje wzruszenie. Sprawca tej całej biedy wsiadł tymczasem