Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ranem gorączka wzmogła się, chory zaczął bredzić. Najprzód wymawiał jakieś wyrazy bez związku; potem otworzył nagle oczy, a zobaczywszy przy łóżku brata, który z niepokojem był nad nim schylony, rzekł:
— Czy nieprawda, Mikołaju, że Teniczka ma coś wspólnego z Nelly?
— Z jaką Nelly, Pawle?
— Z jaką? Z księżną R..., szczególnie w wyższej części twarzy. Cest de la même familie.
Mikołaj Piotrowicz nic nie odpowiedział, tylko zadziwił się nad żywością dawnych wspomnień w tym człowieku.
— Ach! jak lubię to puste stworzenie! — jęknął Paweł Piotrowicz, zarzucając ręce za głowę. — Nie ścierpię, aby ktokolwiek ośmielił się dotknąć jej... szeptał w kilka chwil potem. Mikołaj westchnął tylko; nie przeczuwał nawet, do kogo odnoszą się te słowa.
Na drugi dzień o ósmej zrana przyszedł do niego Bazarow. Przygotował się już do drogi i wypuścił na wolność wszystkie swoje żaby, owady i ptaki.
— Przyszlicie pożegnać się ze mną? — rzekł Mikołaj Piotrowicz, — powstając na jego spotkanie.
— Tak jest.
— Pojmuję was i w zupełności zamiar ten pochwalam. Mój biedny brat zawinił, to pewno, ukarany jest też za to. Sam mi powiedział, że zmusił was postąpić tak, jakeście postąpili. Innego wyjścia nie mieliście. Jestem przekonany, żeście nie mogli uniknąć tego pojedynku, który... który do pewnego stopnia da się wyjaśnić już ciągłym antagonizmem waszych wzajemnych poglądów. (Mikołaj Piotrowicz