Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Wasil Iwanowicz nie odwrócił się już, tylko machnąwszy ręką, wyszedł z pokoju. Powróciwszy do sypialni, zastał żonę już w łóżku i zaczął pocichu odmawiać pacierz, ażeby jej nie zbudzić. Obudziła się jednak.
— To ty, Wasil Iwanowicz? — zapytała.
— Ja, mateczko.
— Czy od Geńcia wracasz? Wiesz, ja się boję, czy mu tam dobrze spać na sofie. Kazałam Anisuszce, żeby mu podesłała twój materac polowy i dała nowe poduszki; kazałabym mu dać i naszą pierzynę, ale on, jak sobie przypominam, nie lubi spać miękko.
— Nie, mateczko, nie troszcz się. Dobrze mu i tak.
„Panie! zlituj się nad nami grzesznymi!“, ciągnął dalej półgłosem swój pacierz. Żal się zrobiło staremu swojej mateczki; nie chciał jej zatruć nocy, nie chciał powiedzieć, co ją czeka nazajutrz.
Na drugi dzień Bazarow i Arkadjusz wyjechali. Od samego już rana było ponuro i duszno we dworze. Anisuszka stłukła parę talerzy, a i Fedko był nie w humorze i zdjął nawet buty. Wasil Iwanowicz był bardziej niż kiedykolwiek ruchliwy; widocznie nadrabiał miną, mówił głośno i stukał nogami, ale twarz mu się wyciągnęła i bezustanku omijał syna wzrokiem. Arina Własjewna płakała pocichu; byłaby nawet rozbeczała się i straciła głowę do reszty, gdyby nie to, że mąż napominał ją z rana przez całe dwie godziny do spokoju. Ale kiedy Bazarow, po kilkakrotnych obietnicach powrotu najpóźniej za cztery tygodnie, wyrwał się nakoniec z objęć, które go przytrzymywały i wsiadł do tarantasa, kiedy konie ruszyły kłusem, dzwonek się odezwał i koła zaturko-