Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pół godziny później służąca podała Annie Siergiejewnie karteczkę od Bazarowa; w niej były tylko te słowa: „Czy mam dziś wyjechać — czy też mogę zostać do jutra?“ Odincowa odpisała mu: „Poco wyjeżdżać? Ja was nie zrozumiałam i wyście mnie nie zrozumieli“. W duszy zaś pomyślała: „I samej siebie nie zrozumiałam“.
Aż do obiadu nie pokazywała się wcale, tylko chodziła ciągle z założonemi w tył rękoma po swoim pokoju, zatrzymując się od czasu do czasu to przed oknem, to przed zwierciadłem i przesuwając powoli chustkę po szyji, na której czuła jeszcze palące piętno. Sama zapytywała siebie, na co jej było domagać się szczerości Bazarowa i czy nie domyślała się czegośkolwiek... „Zawiniłam, — rzekła głośno, — ale nie mogłam tego przewidzieć“. Zamyślała się i rumieniła, kiedy sobie przypomniała prawie zwierzęcą twarz Bazarowa, w chwili, gdy rzucił się ku niej...
A może? — odezwała się nagle i zatrzymała się potrząsając włosami... Przejrzała się w lustrze, i widocznie jej głowa przechylona wtył z tajemniczym uśmiechem na ustach, mówiła jej w tej chwili coś takiego, co ją smutkiem przejęło...
— Nie; — odezwała się nareszcie, — Bóg wie, dokądby to zaszło. Nie trzeba żartować; spokojność lepsza od wszystkiego na świecie!
Jej spokojność nie była zakłócona; a przecież rozżaliła się, a nawet zapłakała, sama nie wiedząc dlaczego, choć to pewna, że nie z powodu wyrządzonej sobie krzywdy. Nie czuła się pokrzywdzoną; czuła się raczej winną. Pod wpływem różnych uczuć smutnych, pod wpływem świadomości uchodzącego życia, żądzy nowości, pozwoliła sobie dojść do oznaczonej