Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

konali prawdziwie dobrze 5-tą symfonię Bethowena, Niechludowa ogarnęło oddawna mu już obce uczucie zupełnego zadowolenia wewnętrznego, jakby się był teraz dopiero dowiedział, jaki on dobry człowiek i że ma pewną wartość osobistą.
Fortepian był znakomity i wykonanie dobre. Tak się przynajmniej wydało Niechludowowi, bo lubił i znał tę symfonię. Wsłuchując się w przepiękne andante, poczuł łechtanie w nosie od rozczulenia nad sobą i swoją cnotą i zasługą.
Podziękował gospodyni domu za przyjemność, której od tak dawna nie miał, chciał się pożegnać i wyjechać, gdy podeszła doń ze skromną minką córka generała i rumieniąc się, rzekła.
— Zapytywał pan o moje dzieci, chce je pan widzieć?
— Jej się wydaje, że wszyscy pragną widzieć jej dzieci — rzekła matka, uśmiechając się nad miłem, choć naiwnem zachowaniem się córki. — Księcia to bynajmniej nie zajmuje.
— Ależ przeciwnie, bardzo pragnę zobaczyć, maleństwa — odpowiedział Niechludow, wzruszony tą przelewającą się przez brzegi wyjątkową macierzyńską miłością. — Proszę, niechże mi pani pokaże!
— Prowadzi księcia, aby obejrzał jej drobiazg — śmiejąc się, zawołał generał, grający w karty z zięciem, młodym kupcem i adjutantem. — Pełnij pan swą powinność.
Tymczasem młoda kobieta, widocznie wzruszona tem, że oto będą zaraz oceniać jej dzieci, szła prędkim krokiem naprzód, prowadząc Nieludowa do środkowych pokojów. W trzecim z rzędu pokoju wysokim, z białem obiciem, oświe-