Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/527

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

le, łysiną i workami pod oczami, siedział w bucharskim jedwabnym szlafroku, trzymał papierosa w ręce i pił herbatę ze szklanki, wstawionej w srebrną podstawkę.
— Moje uszanowanie — przemówił. — Przepraszam, że przyjmuję w szlafroku; zawsze lepiej tak, niż nie przyjąć wcale — ciągnął dalej, naciągając kołnierz na grubą szyję i tłusty kark, gęsta pofałdowany. — Jestem trochę niezdrów, nie wychodzę. Cóż to pana przypędziło w nasze odległe strony?
— Towarzyszyłem partyi aresztantów, między którymi znajduje się blizka mi osoba — powiedział Niechludow — i obecnie przychodzę prosić waszą ekscelencyę za tą osobą i jeszcze w jednej okoliczności.
Generał zaciągnął się, wypił łyk herbaty, zgasił papierosa na malachitowej popielniczce, i słuchał uważnie, nie spuszczając z Niechludowa swych wązkich, tonących w tłuszczu, błyszczących oczu. Przerwał mu tylko pytaniem, czy nie zechce zapalić.
Generał należał do typu tych wojskowych, którzy uznają możność pogodzenia służbowych obowiązków z liberalizmem i humanitarnością. Ale jako człowiek z natury rozumny i bardzo dobry, wkrótce przekonał się o niemożliwości takiego pojednania, i aby nie widzieć tej wewnętrznej sprzeczności, w jakiej się znajdował, z coraz większym zapałem oddawał się wielce rozpowszechnionemu zwyczajowi nadużywania trunków. Był niejako przesiąkły winem i wódką. Dość mu było wypić cokolwiek wilgotnego, aby strąbić się jak Bela. Wódka stała mu się nieodzowną do życia. Jedynie naczczo rankiem bywał trzeźwym i podobnym nieco do człowieka, co myśli i pojmuje, gdy się do niego mówi. Sprawdzał na sobię maksymę, którą chętnie po-