Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o tem — rzekła spostrzegłszy na twarzy jego wyraz niezadowolenia. — Ale ja pojmuję, że ujrzawszy cierpienia ludzkie i wszystko to, co się w więzieniach dzieje, tę ludzką obojętność, okrucieństwo, brak serca. Pojmuję, że można temu poświęcić życie... i jabym poświęciła. A każden ma swoją dolę na świecie.
— Czyż pani jest niezadowolona ze swego losu?
— Ja? — rzekła zdziwiona, że może ktoś pytać o to. — Muszę być zadowolona i jestem zadowolona. Ale jest robak, co się budzi.
— Nie trzeba mu dać zasnąć, trzeba wierzyć i słuchać tego głosu — rzekł Niechludow, zupełnie uwierzywszy jej grze, wybornie udanej.
I niejednokrotnie ze wstydem wspominał później tę rozmowę, wspominał nie tyle kłamliwe, ale tak udane, przystosowane do jego nastroju słowa. I widział twarz tę tak uważną, tak mile zasłuchaną w jego opowieść o okropnościach, o wrażeniu, jakiego na wsi doznawał.
Gdy powróciła hrabina, rozmawiali z sobą nietylko jako dawni, ale szczerzy przyjaciele, pojmujący, rozumiejący się śród tłumu, który ich nie pojmuje i nie rozumie. Mówili o gwałtach silnych świata tego, o cierpieniach biednych i uciśnionych, o nędzy ludu, a śród tego ich oczy, przy dźwięku słów rozmowy patrzyły na siebie, jakby pytając: „możesz mnie kochać?” i otrzymywały odpowiedź: „mogę.” A jakiś pociąg fizyczny, przyjmując dziwne, niespodziewane, tęczowe kształty, ciągnął ich wzajemnie, jak magnes żelazo, jak dwa powinowate ciała ku sobie.
Odjeżdżając rzekła, że zawsze gotowa uczynić dla niego wszystko, co może, prosiła, aby przyjechał jutro choć na chwilkę do teatru, że