Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc więźniów za takie przepełnienie. — Zadzwonił i kazał przywołać sekretarza.
Póki sekretarz nie nadszedł — generał namamiał Niechludowa, aby wstąpił do służby, bo uczciwych i szlachetnych ludzi szczególnie ojczyzna potrzebuje. Ja stary jestem, a służę dopóki siły pozwalają.
Sekretarz, szczupły, czarniawy, z niespokojnem, ale rozumnem spojrzeniem, zawiadomił, że Szustowa znajduje się w więzieniu, ale papiery dotąd nie przyszły.
— Jak otrzymujemy papiery, w tej chwili wyprawiamy. Nie przetrzymujemy, nie chodzi nam o ich miłą obecność tutaj — mówił znów, robiąc próbę filuternego uśmiechu, co mu wykrzywiało tylko twarz zgrzybiałą.
— Bywaj zdrów, kochany... miłuję cię, więc mówię: Nie wdawaj się z tymi ludźmi, co u nas siedzą. Niewinnych niema. A wszystko to ludzie zepsuci, bez zasad. My ich znamy — rzekł tonem, nie dozwalającym na powątpiewanie. A przedewszystkiem wstąp do służby. Cesarz potrzebuje uczciwych ludzi i ojczyzna także — dodał. A gdybym, tak ja, no i wszyscy; tak jak pan, nie służyli któż, bysię został? My użalamy się na urządzenia społeczne... a nie chcemy pomagać rządowi...
Niechludow westchnął głęboko — ukłonił się nizko, uścisnął podaną mu łaskawie kościstą, dużą rękę i wyszedł z pokoju. Generał pokiwał głową z politowaniem i pocierając bolące krzyże, poszedł do salonu, gdzie malarz już napisał odpowiedź ducha Joanny d’Arc. Generał nałożył pince-nez i przeczytał:
— „Będą się poznawać wzajemnie po blasku, wychodzącym z eterycznego ciała.“
— A! — rzekł z zadowoleniem generał, zamykając oczy.