Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zień było zapewnienie przjemnego pobytu pod kluczem. — Prawda, że przedtem wiele było surowości, ale obecnie... utrzymanie mają znakomite. Dostają codziennie trzy potrawy i zawsze jedzą mięso, bitki albo kotlety. W niedzielę dodaje się czwarta potrawa — legomina. — Daj Panie Boże, żeby każdy rosyanin tak jadał! — Generał, jak wogóle starzy ludzi, skoro raz wpadł na ulubiony temat przytaczał cały szereg dowodów wielkich wymagań i niewdzięczności uwięzionych.
— Mają książki duchownej treści i stare gazety. Mamy całą bibliotekę odpowiednich książek. Ale nie chcą czytać. Z początku niby to ich interesuje, a później nowe książki zostają do połowy nierozcięte, a stare nawet nieotwierane zupełnie. Próbowaliśmy nawet (tu coś niby przypominającego uśmiech pojawiło się na twarzy generała) — próbowaliśmy naumyślnie włożyć papierek. I pozostał nietkięty. I pisać, także się nie wzbrania. Mają tabliczki szyfrowe i szyfer, mogą sobie pisać dla rozrywki. Co napisze, to może zetrzeć i znów pisać. I nie chcą pisać. Nie... oni prędko uspokajają się zupełnie. Z początku lękają się... a potem tyją i bardzo spokojni się robią — mówił generał.
Niechludow słuchał skrzeczącej mowy tej starej mumii, patrzył na skostniałe grube stawy palców, na przygasłe pod siwemi brwiami oczy, na te obwisłe, wygolone, opadające szczęki, podtrzymywane sztywnym kołnierzem munduru, na biały krzyż i pojął, że tłomaczyć cośkolwiek takiemu głupiemu trupowi niepodobna. Ale spróbował dowiedzieć się cokolwiek o aresztantce Szustowej, co do której zawiadomiono go, że zostanie zwolnioną.
— Szustowa? Szustowa... Nie pamiętam nazwiska. — Masa jest tego — rzekł, jakby obwinia-