Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jedynie ogród nietylko, że nie opustoszał, ale przeciwnie, rozrósł się i teraz cały stał w kwieciu; w dali wyglądał jak biały obłok od kwiatów czereśni, jabłoni i śliw. I bzy kwitły tak samo, jak wtedy, czternaście lat temu, kiedy za temi krzewami bzu Niechludow bawił się w chowanki z ośmnastoletnią Kasią, i upadłszy, poparzył się pokrzywą.
Topola, posadzona około domu przez Zofię Iwanownę, która wtedy sterczała, jak pniak, wyrosła na wielkie drzewo i stała teraz okryta cała puszystemi, jasno-żółtemi kotkami i baśkami. Rzeka wezbrała i woda szumiała w szluzach w młynie. Na łące za rzeką pasło się pstre, pomieszane bydło chłopskie.
Rządca, niedouczony seminarzysta, z uśmiechem wyszedł na ganek powitać Niechludowa, i nie przestając się uśmiechać, poprowadził Niechludowa do kancelaryi i uśmiechając się ciągle wielce obiecującym uśmiechem, znikł za przepierzeniem. Wkrótce za przepierzeniem dały się słyszeć przytłumione szepty, a potem wszystko umilkło. Furman dostał pieniądze na herbatę i odjechał; zrobiło się zupełnie cicho.
Po chwili pod oknem przebiegła bosa dziewczynka w wyszywanej koszuli, a w ślad za nią pobiegł chłop jakiś w ciężkich łapciach.
Niechludow siadł przy oknie, patrzył na ogród i słuchał. Przez małe, kwadratowe okienko wpływało świeże, wiosenne powietrze, przesiąknięte zapachem zoranej ziemi, wietrzyk odgarniał włosy z czoła Niechludowa i szeleścił kartkami, leżącemi na porysowanej futrynie.
Na rzece „trapa-tap, tra-pa-tap, ” na wyścigi jedn przez drugie stukały kijanki bab i dźwięki te rozchodziły się po gładkiej, błyszczącej w słońcu powierzchni rzeki, a zdala słychać było miarowy szum w młynie.