Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chludowa i starego stanowego, a kończąc na dozorcach więziennych, wszędzie, gdzie się znalazła, czuła i widziała, że mężczyźni jej pożądają. Takich, coby jej nie pragnęli, nie spotkała dotąd. Dlatego cały świat wydawał jej się zbiorowiskiem ludzi, którzy wszelkiemi sposobami: podejściem, gwałtem, pieniędzmi, oszustwem, czyhali tylko na to, aby ją zdobyć dla siebie.
Tak Masłowa rozumiała życie. Nie uważała się przeto za jakąś ostatnią, ale przeciwnie, za znaczną figurę.
Nie chciała przeto za nic w świecie wyjść z tego koła, które właśnie dawało jej odpowiednie znaczenie i stanowisko. Gdyby Niechludow wprowadził ją w świat inny, to w tym świecie straci wiarę w siebie i w swoją wartość.
Dlatego odpędzała daleko wspomnienia pierwszej młodości i owe niewinne stosunki z Niechludowem.
Obecna pogarda świata kazała wykreślać to wszystko z pamięci, co było niegdyś, choć owe wspomnienia leżały gdzieś skryte na dnie duszy, może spoczywały tam nietknięte, ale były tak zatarte, tak zasklepione, jak czerwie w pszczelnym ulu, aby nie zepsuły owocu długich trudów, aby do roboty szeregu lat nie było żadnego dostępu. Więc i dzisiejszy Niechludow nie był tym człowiekiem, którego kochała niegdyś miłością podniosłą i czystą, ale ot takim zwykłym bogatym panem, z którego należy skorzystać, z którym mogłyby być tylko takie stosunki, jak ze wszystkimi, co zadowolenia swych pożądań szukają.
— Nie powiedziałem tego, co najważniejsze. Nie powiedziałem, że się z nią ożenię. Nie powiedziałem, a uczynię to — myślał Niechludow, podążając i innymi do wyjścia.