Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Także nie. Zagraliśmy w lawn-tennisa u Sołomotowych. Rzeczywiście, mistrz Kruks gra znakomicie.
Niechludow przyjechał tu, aby się rozerwać i bywało mu bardzo przyjemnie w tym domu, wskutek owego szyku i dostatku, który na niego oddziaływał mile, ale także wskutek tej atmosfery uprzedzających względów, jaka go otaczała. Dziś jednak, szczególna rzecz, wszystko mu się niepodobało..
Wszystko, poczynając od szwajcara, szerokich schodów, pokojów, kwiatów, przybrania stołu, aż do samej Missi, która wydawała mu się mało pociągającą i nienaturalną.
Nie podobał mu się zarozumiały, spowszedniały, liberalny ton Kołosowa, nieprzyjemną była bycza, zmysłowa figura starego Korczagina, nieprzyjemne francuskie frazesy słowianowilki, zażenowane twarze guwernantki i korepetytora, a osobliwie ów poufały zaimek „mu, ” stosowany do jego osoby.
Niechludow miał dla Missi dwa rodzaje wrażeń: raz wydawała mu się niby w oświetleniu księżycowem piękną, świeżą, rozumną i naturalną. I znów nagle, niby w pełnym blasku słońca, dostrzegał wszelkie jej braki. Dziś właśnie przyszedł na niego dzień taki. Dostrzegał każdą zmarszczkę na twarzy, trefione włosy, spiczaste łokcie, nawet szeroki paznokieć u wielkiego palca, taki sam, jaki miał generał, ojciec.
— Nudna gra ten tennis — rzekł Kołosow — daleko weselsze były łapki, w które grywaliśmy w dzieciństwie.
— Nie, pan tego nie zna. To nadzwyczaj zajmujące! — zawołała Missi, z przesadą wymawiając wyraz „nadzwyczaj.“ Tak się przynajmniej wydawało Niechludowowi. I zaczęła się sprzeczka, w której wzięli