Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nosili się — skoro się zbliżał. I ta procesya około stołu, i witanie ludzi, z którymi prawie nigdy nie rozmawiał, wydała mu się dziwnie komiczną. Przepraszał za opóźnienie i chciał już zająć miejsce, ale stary Korczagin prosił, że, jeśli nie pija wódki, to niechaj chociaż co przekąsi przy stoliku, na którym stały kawior, homary, ser i śledzie. Niechludow nie sądził, że jest tak głodny, ale zacząwszy jeść chleb z serem, nie mógł wstrzymać się i jadł chciwie.
— Cóż — burzyliście panowie społeczne podwaliny — rzekł Kołosow, powtarzając z ironią wyrażenie zacofanego dziennika, powstającego przeciwko sądom przysięgłych. Uniewinniliście winnych, skazali niewinnych, co?
— Burzyli podwaliny, burzyli podwaliny — powtórzył, śmiejąc się książę, wierzący nieograniczenie w rozum i uczciwość liberalnego kolegi i przyjaciela.
Niechludow, nie zważając, że to niegrzecznie, nic nie odpowiedział Kołosowowi, siadł i zaczął jeść gorącą zupę.
— Dajcie mu zjeść — śmiejąc się, rzekła Missi owym zaimkiem „mu” zaznaczając stosunek blizki.
Kołosow opowiadał głośno treść artykułu przeciwko przysięgłym, który go oburzył. Potakiwał mu Michał Siergiejewicz i opowiedział treść drugiego artykułu, pomieszczonego w temże piśmie.
Missi była, jak zwykle, wytworna i skromnie, ale bardzo gustownie ubrana.
— Musisz pan być strasznie zmęczony i głodny? — rzekła, doczekawszy się, że jeść przestał..
— Nie, nie bardzo. A pani? Jeździliście państwo oglądać obrazy?