Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie chcesz mię zrozumieć?... Nie wiesz, że twoje imię jest okryte śmiesznością, że cały Paryż drwi z ciebie... Ty ją kochasz, a ona kocha także, ale nie ciebie.
— Jego nazwisko?
— Sam go poszukaj. Gdybyś wiedział, jak oni urągają twemu szaleństwu! Gdybyś to był niedołężnym starcem, jak ja, aleś ty młody i piękny... Jakże jesteś blady! Co tobie, panie wicehrabio?... Więc nie chcesz jéj widzieć? Czyżbyś się bał jego?
Marceli pochwycił starca za ramiona.
— Nędzniku! nędzniku! — wołał — prawdziwy włoch z ciebie: sam nie śmiesz się zemścić, używasz więc innych do tego.
Starzec nie odpowiedział na tę zniewagę, tylko urągał:
— Są teraz, słyszysz? w téj saméj willi, w Passy, którą znasz dobrze... Biegnij tam, ale nie zapomnij wziąć z sobą broni... Zabij, bo inaczéj oni zabiją ciebie...
Nagle przerwał i padł na ziemię; łoskot przywołał starą Negri, która czuwała na korytarzu.
— Nie żyje! — krzyknęła — nie żyje szlachetny książę.
Marceli wybiegł z izdebki przejęty zgrozą i wściekłością; idąc po schodach słyszał jękliwy głos sataréj włoszki, powtarzającéj ostatnie słowa litanii:
„Królowo anielska, módl się za nami!”