Strona:PL Thierry - Za Drugiego Cesarstwa.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Przed obliczem Chrystusa.

Tłumy zapełniające przed chwilą plac Karuzelu rozproszyły się, skończyła się parada wojskowa i umilkły hałaśliwe dźwięki trąb i bębnów; w obszernym dziedzińcu Tuilleries stało tylko dwóch kirasyerów gwardyi, nieruchomych jak posągi. Wiatr dął od północy, niebo miało barwę stalowo błękitną, powietrze było ostre i mroźne.
Hrabia Besnard szedł ku pałacowi Rady Stanu jak człowiek senny, ale na rogu pawilonu Flory zatrzymał się nagle; świadomość wracała mu stopniowo. Tak, dziś miał przemawiać i bronić projektu ministrów, ażeby za cenę honoru ocalić życie syna, ale czas téj okrutnéj katuszy jeszcze nie nadszedł, ma trzy godziny przed sobą. Zawrócił gwałtownie i szedł w przeciwną stronę, wzdłuż zielonawych nurtów Sekwany. Od wczoraj nic nie jadł, ale nie czuł głodu i zimna; zdawało mu się, że płomienie rozsadzają mu czaszkę, co chwila ocierał pot z czoła. Głowa go bolała, lecz więcéj jeszcze serce. Ściskając pięści wołał: „Nędznik!”, w téj saméj chwili litość brała górę i usta z boleścią, szeptały: „Biedny!”
Srebrzysty głos dzwonów wyrwał go z osłupienia. Podniósł głowę i ujrzał przed sobą katedrę Notre Dame, rysującą się ciemnemi liniami na tle nieba. Hrabia Besnard doznał jakgdyby wyrzutu sumienia; cierpiał, ale nie szukał pociechy w modlitwie. „Sancta Maria, ora pro nobis.” — śpiewały wszystkie dzwony