Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzał na Drewskiego i widział jego sztywny i dziwnie cichy spokój; długi nos wydłużył mu się jeszcze bardziej, blada twarz zupełnie zbielała, piana na ustach skrzepła. Siedział na krześle z głową w tył przegiętą i rękami w kieszeniach; nikt go nie śmiał tknąć. Wszyscy mówili cicho i w jakiemś wielkiem uszanowaniu i skupieniu w sobie. Służba, która przecież musiała go mieć za nic, ponieważ się licho ubierał i zapewne nie dawał żadnych pour boire’ów, poglądała na niego również z jakimś rodzajem szacunku. Jaki on jest teraz wielki pan — myślał Rdzawicz — jak on teraz du haut de sa grandeur może mierzyć sprawy świata. Już teraz jest on wyższy nad wszystko... Albo też raczej jest wobec wszystkiego niczem...
Stosławski kazał pójść po doktora i dać znać w policyi. Zebrani goście jeden po drugim, nie żegnając się, poczęli wychodzić. Stosławski nie pozwolił ciała ruszać, aby je policya tak znalazła, jak je zastano i wyprawił służbę z pokoju. Został przy Drewskim tylko on, Misia, Przerwic z Tężlem, kapitan Konarzewski i Rdzawicz.
— Jak tu tej biednej matce dać znać? — szepnęła Misia.
— A jednak trzeba, bo się po mieście rozejdzie i jutro będzie w rannych pismach — rzekł Przerwic.
— Ale jak tu jej dać znać?... Nie mam odwagi... I potem, jakże jabym tam poszła?... W pojęciu ludzi taka kobieta, jak ja, ma matce dawać znać, że się jej syn otruł, i to — — u nas... Ja to doskonale rozumiem... Co tu robić?...
— Ja pójdę do pani Drewskiej — ozwał się ka-