Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w Wiedniu. A te ślicznoty czekają, czekają, stokrótkom listki rwą: przyjedzie, nie przyjedzie, a jego niema. A te ślicznoty... — tu Tężlowi bardzo mocno głos zadrżał. Żachnął się: — Tfu, do dyaska!
Tężel, pomimo woli, spojrzał w lustro, zobaczył swoją kwadratową, grubociosaną twarz o wystających kościach policzkowych, małych oczach, perkatym nosie, szczeciniastych płowych włosach i również szczeciniastych płowych wąsach, i swoje zwaliste ramiona, i odwróciwszy się z niesmakiem poszedł ku oknu, obok którego stał stolik. Na stoliku leżał list w białej kwadratowej kopercie.
— To od niej — mruknął. — Psiakrew, są przecież szczęśliwi ludzie na świecie. Ale koperta nie jest taka jak zawsze...
— Tężel! Jesteś tam, stara małpo! — ozwał się w tej chwili we drzwiach dźwięczny, wesoły, męski głos o nizkim tonie i stanął w nich młody, około dwudziestu sześciu lat mężczyzna.
— Romek! — zawołał Tężel, podbiegając ku wchodzącemu z otwartemi ramionami.
— Jak się masz Jędrek — rzekł Rdzawicz — tylko mnie nie zgnieć, niedźwiedziu.
— Zdróweś, Romek?
— Zdrówem. Jak się masz? Każ mi rzeczy znieść i zapłać dryndę. A cóż Marysieńka?
I Rdzawicz, zrzucając zamaszyście podróżną łorebkę z ramienia, poszedł ku przeciwległej drzwiom ścianie, pod którą na trójnożnym, wysokim stoliku stało sklejone z pokostowanych kartonów, umocowanych na