Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzekła Misia — zniszczony, chory, a przytem bez cienia woli, bez cienia energii, szukający tylko zapomnienia o sobie i o wszystkiem po jakichś ostatnich domach... Co ja się mu już naperswadowałem, żeby się wziął do czego; wszystko napróżno. Jeżeli już nie chce egzaminu złożyć, to Tadeusz mógłby mu przecie miejsce jakieś wyrobić; niby to się zgadzał, ale rzeczywiście: niby. On się maskuje, ale ja wiem, że go to gryzie, że matka musiała iść w służbę. Ale nam nic nie powiedział, byłoby się przecież coś dla niej obmyśliło. On jest nieznośny z tem, że najmniej potrzebne swoje sprawy prywatne wywleka przed ludźmi, których pierwszy raz widzi, poprostu brawuje swoimi kłopotami i przykrościami, a tego, co trzeba i komu można, nie powie.
— Znałem, znałem Drewskich — ozwał się kapitan Konarzewski. — Mieli wieś w kutnowskiem. Ona była piękna kobieta. Ale tego młodego Drewskiego mało znam, może go trzeci raz widzę.
— Drewską odbierzemy od Schwalbów, prawda Misiu? — rzekł Stosławski.
— Naturalnie, mój drogi, zaraz. Tylko jak tu z nim o tem mówić, żeby go nie urazić...
— Pomyślimy o tem — rzekł Stosławski. — Ja tego Drewskiego lubię, bo to jest naprawdę dobry chłopiec, choć swoją drogą nie widziałem nigdy u nikogo takiego zaniku wszelkiego zmysłu moralnego, takiego braku jakiejkolwiek etyki. Przytem dziwna to jest głowa, bo on będzie państwu najsubtelniej analizował najzawilsze uczucia ludzkie, a takich słów naprzykład, jak patryotyzm, jak interes ogółu, takich najele-