Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ślałem — czy ja byłem kiedykolwiek gdzieindziej, czy ja nie jestem tutejszy, czy ja nie mieszkam tu zawsze? takem się wtopił, wsiąkł w to morze i niebo, żem się o to prawie mógł pytać. Wszystko zatem jest nieprawdą, wstanę, otrząsnę się z tego, co mi się tu na tym piasku marzyło, jak ze snu, i zacznę żyć po dawnemu, tem życiem, któregom na chwilę zapomniał, a które mi się znów po fantasmagoryach wyobraźni wraca. Ale potem już i to wrażenie straciłem; poczęło mi się wydawać, że ja może jestem wprost jakąś częścią tego pejzażu, może drzewem, czy kamieniem, któremu się śniło, że się urodził w Topieli, stracił ojca i matkę, wziął trzy konkursy, był w Monachium, łajdaczył się, nakoniec był narzeczonym... Dziwna myśl, prawda?
Był narzeczonym... Nie jestem już nim. Nie mam już narzeczonej. Jak ja sobie przypomnę, że ona mówiła mi: mój narzeczony — i o mnie mówiła: mój narzeczony; że budziła się z tą myślą i zasypiała z nią, bo tak było, wiem, że tak było, cokolwiek jest dzisiaj... Jak sobie to pomyślę — ach, Tężel, Tężel, nie mam już sił...
Jej musi mnie braknąć, nie może być inaczej. Musi i jej być pusto; tyle czasu mogła myśleć o kimś tak, jak się myśli o swoim narzeczonym. Przecież byłem nim z jej wolą, może więcej przez nią, niż przez siebie. Musiała się przyzwyczaić do tej myśli, tak jak ja się przyzwyczaiłem, musi mnie szukać w myśli, jak ja jej szukam. Prawda, zapominam, że ja ją kocham, a ona mnie nie...
Wiesz Ty, co to jest tęsknota? Kiedym tam nad