Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się tylko dać nieść dalej fali życia, lub wyrwać się jej, jak Drewski.
Zrozumiał także wtenczas, że są stany duszy, kiedy się człowiek sam lęka w nią spojrzeć. Jednych przerażać mogą zbrodnie, innych klęski, innych przeczucia; jego przerażał widok okropnego zniszczenia, jakiemu dusza jego uległa. W cóż się obróciły jego twórcze porywy, jego chęci i jego władza? Z chwilą, kiedy odłożył ostatni raz dłuto, uczuł zupełne zamarcie swojej mocy twórczej i patrzył na swój marmur, jak człowiek obcy, wiedząc, że to on kuł, ale prawie nie zdając sobie z tego sprawy, w jaki sposób, jakby zapomniał. Zdawaćby się mogło, że cała jego energia twórcza wsiąkła w ten kamień i przepadła w nim. Nie byłby umiał teraz ani jednej płaszczyzny ściosać, ani jednej plamy koloru położyć na płótnie. W jednej sekundzie wyjałowiał zupełnie.
Równocześnie zaś z uczuciem zaniku władzy twórczej, uczuł ostateczny upadek sił żywotnych. Teraz, kiedy było mu wprost trudno zejść ze swego mieszkania na ulicę, nie mógł pojąć, jak potrafił trzymać w rękach młotek i dłuto, jak nie mógł, wyczerpany i prawie omdlały, odtworzyć sobie w wyobraźni siebie wówczas, kiedy od jednego zamachu rzucał na karton ogromne kompozycye i z bloków kamiennych wydobywał kształty, władny jak bóstwo.
Jak rumak Atylli, po którego kopytach trawa nie rosła, przez pola — przez życie jego przeszedł Anioł śmierci...
I to ona, to ona, Marya, Marya...