Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Komu innemu powiedziałbym, czego tobie powiedzieć nie chcę. Zastanów się, czy miałbym racyę. Zanadtom się przywiązał do ciebie, abym się mógł i chciał tego przywiązania wyzbyć, ale my dłużej nie możemy być razem ze sobą. Zawszeby pomiędzy nami stał ten Anioł śmierci i twoje — — zapomnienie się.
Z kapeluszem w ręku Tężel stał jeszcze chwilę i patrzał w oczy Rdzawiczowi, widocznie z nadzieją, że się opamięta, a także z wielkim smutkiem i żalem — — ale Rdzawicz miał w oczach Maryę nachyloną ku obcemu, może pierwszy raz w życiu spotkanemu człowiekowi, a dla niego obojętną, jakby nie był nawet cieniem ludzi... Tężel czekał, a potem odwrócił się i zwiesiwszy głowę, postąpił ciężko ku drzwiom. Wziął za klamkę i jeszcze chwilę stał — — było mu widocznie trudno wyjść; wreszcie bąknął:
— Bądź zdrów Romku — i wyszedł.
Po wyjściu Tężla Rdzawiczowi zrobiło się dziwnie: miał uczucie, jakby z Tężlem wyszła z jego pracowni część jego samego. A to wyszła tylko żywa, wcielona pamięć ogromnej części jego życia.
Stał jakby oszołomiony tem, co się stało. Przez jego życie wiło się pasmo ludzi, przychodzili, trwali dłużej lub krócej i szli dalej, spotykani jeszcze czasem, albo też niespotykani już nigdy, on zaś, Tężel, witał ich wszystkich, trwał razem z nimi i przetrwał ich. On ani nie przychodził, ani nie odchodził, był ciągle i na myśl po prostu Rdzawiczowi nie przychodziło, żeby go mogło kiedy nie być. Był tak, jak zegarek, który się ani nie drze, ani nie wyciera, ani plami; był rodzajem