Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Za mało mnie pan zna, aby pan mógł jakkolwiek o mnie sądzić, źle, czy dobrze.
— Na tyle dosyć. Mogłaby mi się pani spytać dlaczego chcę wiedzieć, czy pani wyrzuci te kwiaty, czy nie, kiedy to jest taka błaha rzecz i właściwie niema o czem nawet mówić. Ja sam nie wiem nawet, po co się pani spytałem.
— Więc mówmy o czem innem — rzekła szybko Ela, jakby chcąc skorzystać z jego ostatnich słów i zwrócić rozmowę. — Niech pan mi jednak wierzy, że powiedziałam zupełnie szczerze, że od takich ludzi, jak panowie, każda kobieta z przyjemnością schowa pamiątkę, choćby dlatego, żeby się pochwalić — dodała z uśmiechem.
On zaś, party do tego jakimś wewnętrznym popędem, odrzekł:
— A jabym panią prosił, żeby pani tych kwiatów nie wyrzucała, bo one były pani życzliwie dane.
— W takim razie tem więcej je schowam — odparła Ela, rumieniąc się lekko i dorzuciła szybko:
— Czy pan nie widzi gdzie Rózi i Przerwiców?
W tej chwili, nie rozumiejąc dlaczego, Rdzawicz uczuł jakąś potrzebę mówienia o tem, co zaszło między nimi; wiedział, że zrobi Eli wielką przykrość, ale nie mógł się oprzeć. Czuł jakąś chęć roznamiętnienia jej, która jednak nie odezwała się w formie prostej podziałania jej na zmysły.
— Pani musi mieć do mnie wielki żal? — rzekł.
— Ja? O co? — spytała Ela, mieszając się mocno.
Począł doznawać względem niej znowu uczucia