Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rdzawicz skłonił się jej, podszedł ku niej i podali sobie ręce, a Jadwiga dała mu w swoim delikatnym uścisku tyle serdecznego ciepła, że ujęty od razu ścisnął jej rękę raz drugi, z całem wylaniem człowieka, który się czuje słabszy i któremu okazują współczucie.
Powiedzieli sobie wszystko: wiedział, że Jadwiga nie potrzebuje się pytać, po co przyszła?
Usiadła na podanem krześle i rzuciła okiem po pracowni; Rdzawicz widział, że mimo całego wrodzonego zuchwalstwa i pasyi do brawury, czuje się cokolwiek zażenowaną. Trwało to jednak bardzo krótko: z zupełną swobodą zapytała go:
— Jakże się pan ma?
Odpowiedział jej, że teraz już prawie zupełnie dobrze, tylko, że się czuje zmęczonym.
— Ładnie tu jest — mówiła dalej. — Pana może dziwi, że wybrałam pańską pracownię, ale zdawało mi się, że tu będzie najswobodniej, zresztą dlaczegóż mieliśmy szukać innego punktu, kiedy mieliśmy ten. Nikt mnie nawet nie widział, jakem tu szła, a gdyby i widział, to mi wszystko jedno. Babcia, która jest w Warszawie, jest przekonana, że poszłam do kościoła i jest zachwycona. Powiem jej, że byłam na całej mszy i że modliłam się specyalnie do świętej Teresy, bo to jej ulubiona święta.
Rdzawiczowi wydały się i ten ton, jakim Strzeliska mówiła, za pospolicie cyniczny, i to, co mówiła, niesmaczne; być może jednak, że po prostu chciała zrobić jakikolwiek wstęp do rozmowy. Jemu zaś wszystko, o co chciał pytać, uwięzło w gardle.