Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z tych ludzi, którzy się dadzą bez miary kochać, a to jest główną potrzebą jej natury.
— Jerzy — zwróciła się pani Bisza do Przerwica.
— Co, kochanko? — spytał ten z przyjaznem spojrzeniem, jak zawsze, kiedy mówił do pani Biszy, którą ogromnie lubił.
— Jak stąd wyjdziemy, to pocałuj Lorę w obie ręce.
— Bo ładne?
— Nie, bo dobre.
— Ręce pani Laury? Przedewszystkiem, ja to zaraz zrobię — ozwał się Morski, biorąc obie ręce Przerwicowej w swoje i całując naprzód lewą, potem prawą. — Widziałem pannę Laurę Arkowską pierwszy raz lat temu pięć na publicznym balu, i zaraz sobie pomyślałem, że w tych białych tiulach anielstwo siedzi. Że świat psuł, słyszałem, no i nie dziwię mu się, ale zepsuć nie potrafił, bo grunt był za dobry. Z was nic takiego nie będzie, bębny jedne — rzekł, obracając się ku pannom Rosieńskim, które stojąc obok w swoich bladozielonych sukniach z kwiatami, ciągnęły ku sobie oczy tłumu nadzwyczajnym wdziękiem i urodą.
— Nasze panny królują na raucie — szepnęła do pana Rosieńskiego pani Bisza.
Prowadzony przez panią Heimerthową do komitetowego salonu, Rdzawicz wymyślał sobie, że się dał zabrać, i tej »podłej babie«, która go zabrała. Ale kiedy spojrzał na nią, spostrzegł, że można ją przezywać, jak się chce, tylko nie »babą«, bo nią nie jest. Wydała mu się teraz młodszą, niż w pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył w garderobie. Mogła mieć lat najwyżej dwadzie-