Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bardzo się cieszę, bo bardzo lubię te wiersze. A pan mi robi takie wrażenie, jak żeby pan odtajał.
— Jakoś mi jest świeżo w duszy. Ale ja zapomniałem, po co tu przyszedłem. Kto to jest pan Morski?
Z kolei teraz pani Laura zrobiła minę, »aha! mam cię!« i odparła w zwykłym tonie rozmowy:
— Hrabia, milioner, muzyk, człowiek przystojny i znany, bardzo zacny i szlachetny, choć dziwak...
— Ale nie o to mi idzie, to wiem — przerwał jej Rdzawicz. — Czy pan Rosieński bardzo go lubi?
— O, bardzo, ma nadzór nad jego majątkiem.
— Także wiem. Czy Morski długo tu teraz zostanie?
— Dlaczego się pan pyta?
— Bo on podobno ślicznie gra?
— Chciałby go pan usłyszeć?
— Yhym.
— O, to bardzo łatwo. Zaproszę kiedy panów na herbatę i poprosimy go, to zagra, bo on tylko na koncertach nie chce grywać, a u mnie zawsze bardzo chętnie. Powiada, że mam doskonały fortepian.
— A, to będzie dobrze. A dlaczegóż on tu teraz przyjechał?
— Tak, odwiedzić znajomych i podpisać jakieś konktrakty na kupno lasów w sąsiedztwie.
— Swojem i pana Rosieńskiego?
— Tak.
— Pani Lauro...
— Co?
— Nic. Tak się tylko pytam, wie pani... Nawet nie wiem, dlaczego jestem ciekawy, bo cóż mnie tam...