Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zapanowało głuche milczenie w sali; panie podnosiły batystowe chusteczki do ócz. Ostatnia strofa o zapłakanej u okna dziewczynie i mogile w pustej, obcej stronie, wywołała kilka głośnych szlochań. Burza oklasków była równie silna, jak poprzednio. Autorowie obu wierszy, długowłosi i poetyczni, stojąc pod ścianą, spoglądali z daleka z tryumfem i politowaniem na Przerwica.
— Jestem pobity na łeb — rzekł Przerwic z zupełnie obojętnym uśmiechem. Ja miałem succès d’estime, ale moi »koledzy« istotnie rozentuzyazmowali publiczność. Gdyby była powiedziała Evviva! byłbym jakoś wytrzymał konkurencyę; karmelkom i opłatkom tylko bomby dotrzymują u nas placu.
— Dawniej byłbyś wściekle zły — rzekł do Przerwica Rdzawicz. — Powiedz mi, skąd się w tobie teraz taka pogoda bierze.
— Stamtąd — odparł Przerwic, wskazując głową żonę.
Pani Laura jednak nie przyjęła z takim samym stoicyzmem succès d’estime swego męża: była zła i miała mars w oczach.
— Ziuci? — rzekł Przerwic z silnym wyrazem zdziwienia.
— A bo jestem zła — odpowiedziała pani Laura. — Wszyscy przecież wiedzą, że ci tamci dwaj do pięt nie dorośli!
— No to niech ci to wystarczy. A teraz słuchaj, Mattini. Patrz-no, Mignon, ten jest i brunet, i dumny; widzisz, jaką ma minę?
— Ot spiewadło jakieś. Cjocja Nascja na imieniny