Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chcąc od razu przełamać pierwsze lody — były dziś na wystawie i bardzo były pana ciekawe.
— A tak. Tak mnie chcjało sję widzjec kiedy rzezbjarza — odezwała się zupełnie prosto z mostu, mocno z litewska po białorusku, siedząca obok Rdzawicza panienka. Wszyscy uśmiechnęli się, ona zaś podobnie równie po prostu popatrzyła na około. — A pan i maluje? — zaśpiewała dalej.
— Maluję, proszę pani.
— My raz w Sorgajłach cała noc malowalim kraszanki na Swięcone. Spac chcjało sję, ale cjocja kazała malowac, tak nie można było. Bardzo sliczne były te jajka. Nawet kniaź Birkudź chwalił.
— A któż to jest kniaź Birkudź?
— A to jeden bardzo sliczny człowiek. Musji byc przyjedzie tutaj na wyścigi. Wszystkie panny sję w nim kochają na Litwie. To ideał.
— A ty, Mignon, masz swój ideał? — spytał Przerwic.
— Ja? Nie znalazłszy.
— A jakież warunki musi mieć twój ideał?
— Musji byc brunet i dumny.
— A kniaź Birkudź nie jest brunet i dumny?
— Może on i dumny, ale blondyn — odparła panna.
Rdzawicz, który dotąd przypatrywał się głównie swojej sąsiadce, ślicznej szesnastoletniej brunetce o czarnych z zielonym połyskiem źrenicach na niebieskawych białkach pod olbrzymiemi rzęsami, patrzących z zupełnie legendową naiwnością na świat, spojrzał teraz na drugą