Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i uczuł, że jest stworzonym do bluzy i rzeźbiarskiego atelier, a nie do fraka i sal balowych; czuł się zarazem cokolwiek zażenowanym i cokolwiek królewskim w tej ciżbie, która wobec niego nie czuła się ani zażenowaną, ani królewską, nie chcącą na siebie zwrócić jego uwagi, ani też zwracającą na niego swoją. Odechciało mu się od razu tryumfów, a zachciało dobrych znajomych, przy których możnaby usiąść i którzyby wiedzieli, kto on jest i do czego ma prawo.
Ujrzał wreszcie Przerwiców; siedzieli po lewej stronie pasażu od wejścia, w środku sali, oni oboje, pani Bisza, przy nich jakiś stary, siwy pan z dużymi wąsami i dwie panny. Wysunął się z tłumu i podszedł ku nim.
Pani Laura, spostrzegłszy go, klasnęła końcami palców obu dłoni i zawołała prawie głośno: — Romek! — poczem zaczerwieniła się mocno i wyciągając ku niemu rękę, rzekła zmieszana:
— Przepraszam pana, ale takem się ucieszyła, że pan przyszedł. Zresztą przypuszcza pan zapewne, że o panu nie mówimy między sobą po nazwisku. Wuju Stasiu — zwróciła się ku siedzącemu obok siwemu panu — pan Roman Rdzawicz, kuzyn Jerzego; mój wuj Rosieński. Pan Rdzawicz — dodała, przedstawiając go pannom.
Rdzawicz uścisnął rękę siwego pana, skłonił się pannom i usiadł na zrobionem sobie miejscu, między panią Laurą a młodszą z panien.
— Moje kuzynki, córki wuja — mówiła pani Laura,