Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

malowaną, o kościanej, pożółkłej gałce, i pod pachą rulon zwiniętych papierów.
Bon jour signori, przy samej ziemi na tem gdzie stanęło — rzekł wszedłszy. — Przyniosłem panu pokazać, mam nowe fascimilia Leonarda da Vinci.
W tej chwili dojrzał przez swoje okulary panie i Przerwica, przestał mówić, chrząknął trochę i ukłonił się niezgrabnie i nieśmiało.
— Pan Jacek Czempiński, artysta­‑rzeźbiarz — przedstawił go Rdzawicz.
Czempiński ukłonił się po raz drugi, bąknął: »Upadam do nóg« — czy coś podobnego i uścisnął nie wypuszczając kapelusza, podaną mu przez Przerwica rękę.
— A to ja innym razem przy samej ziemi na tem gdzie stanęło — bąknął i zabrał się do odwrotu.
— Ale niechże pan przynajmniej odpocznie. Czy się pan nas tak przestraszył? — rzekła żywo i uprzejmie podchodząc ku niemu i podając mu rękę pani Laura.
Czempiński wziął tę drobną w eleganckiej rękawiczce dłoń, nie wypuszczając również kapelusza, i nie wiedział, czy ma uścisnąć ją, czy pocałować; nakoniec pocałował, poczem puścił i za pomocą dwóch ostatnich palców u prawej ręki, w której trzymał kapelusz, a trzech u lewej, w której miał laskę, spróbował wyciągnąć sobie z zadługich rękawów surduta niekrochmalone, zakrótkie i zwinięte u skraju mankiety. Stał jeszcze blizko drzwi, a potem usłyszawszy za niemi drapanie — spytał Rdzawicza:
— Okno tu przyleciał ze mną. Czy mogę go puścić?