Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Korzystamy z pańskiego zaproszenia, choć nie zaraz — mówiła pani Laura, wchodząc pod rękę z mężem, różowa od zimna i uśmiechnięta. — Pozwoliłam sobie wziąć także Biszę.
— Bardzo się cieszę. Proszę, niech panie usiądą.
— Dobrze, zaraz. Musimy panu przedewszystkiem powinszować! Cudowna jest pańska wystawa!
— Przepyszna. Znany pan był dotąd, ale od wczoraj jest pan sławny. Wszyscy mówią o panu. Ma pan całą Warszawę otwartą — dodała z ujmującym uśmiechem pani Bisza.
— Wiesz, że te rzeczy jeszcze lepiej wyglądają na wystawie, niż tu wyglądały w pracowni — ozwał się Przerwic, podchodząc ku jednemu z obrazów.
— Tak, jak twój dramat lepiej wyszedł na scenie, niż w czytaniu. Zresztą, kiedyżeś ty u mnie był? Z miesiąc temu.
— Ale cóż to panu jest? Jakby pan był czegoś niekontent? — spytała pani Laura.
— Przeciwnie, pani, bardzo jestem kontent. Jakże mógłbym być niekontent, kiedy się moje rzeczy podobają. Każdy artysta jest kontent, kiedy go chwalą, prawda Jerzy?
Przerwic, który domyślał się bardzo dobrze, co się w duszy Rdzawicza dzieje, nic nie odpowiedział; zbliżył się tylko do nagrobka Drewskiego, stojącego pod ścianą i rzekł:
— Wiesz, że to jest coraz bajeczniejsze. I strach, jakeś prędko zrobił.
— To już prawie skończone, koło figury już mało