Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zbiegającemi się łukiem brwiami, kiedy je ściągnął i jakimś w tej chwili wyrazem drapieżnego ptaka. Tężel miał minę, jakby zbrodnię popełnił.
— Pocóżeś mi kazał mówić? — bąknął.
Ale Rdzawicz po chwili, jakby przygłuchłym z wewnętrznego bólu i gniewu głosem, zapytał:
— Był kto jeszcze?
— Przyszedł jeszcze jakiś bardzo piękny i bardzo ładnie ubrany blondyn z dużymi wąsami...
— To Borzewski... — szepnął Rdzawicz. — Nie mów mi już nic więcej.
Poczem odwrócił się od Tężla, podszedł do okna i oparł czoło o szybę. Stał długo bez słowa, Tężel zaś bez myśli pogniótł swego woskowego dyabełka w kropielnicy i począł go lepić na nowo, równie bezmyślnie. Po chwili Rdzawicz zapytał krótko:
— Jak wygląda Marya?
Tężel milczał chwilę, jakby nie wiedząc, czy lepiej powiedzieć, czy nie powiedzieć i rzekł wreszcie.
— A no cóż, ślicznie.
Rdzawicz jeszcze silniej przycisnął czoło do szyby i podniósł ku niemu obie dłonie, tak, że twarz zasłonił. Był tak nieruchomy, jak pani Drewska przy ciele syna.
— Czy można? — zapytał nagle miły kobiecy głos przez uchylone drzwi.
— Pani Przerwicowa — szepnął Tężel, zrywając się z paki, na której siedział.
— Można — powtórzyła pani Laura.
— Proszę, proszę — odparł Rdzawicz, usiłując pokryć wyraz swej twarzy uprzejmym uśmiechem.