Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mierzył w głowę psa, ale po chwili spuścił rękę i rzekł drżącym głosem:
— Wiesz, nie mogę, może ty...
Tężel wziął od Rdzawicza rewolwer, wymierzył również, ale również spuścił rękę i także rzekł:
— Nie mogę...
A Rdzawicz, zasłaniając oczy, zawołał:
— Patrz, jak on patrzy na nas błagalnie! Zrozumiał, że go chcemy zabić... I to stworzenie, to biedne, bezdomne, kopane po ulicach stworzenie, nie chce umrzeć, chce żyć!...
— Słuchaj, możeby on się odżywił jeszcze — rzekł Tężel również drżącym ze wzruszenia głosem. — Daj mu co.
— Cóż ja mam? Może tam się jaki serdelek zawieruszył w szafie, bo tu czasem dzieci stróżki przychodzą do mnie na jedzenie. Jest?
— Jest.
— Dajże mu; je? Bo ja patrzeć na niego nie mogę.
— Nie chce jeść, nie może. Ani pić nie może. On zaraz zdechnie.
— I chce żyć! I chce żyć, choćby sekundę jeszcze chce żyć! Tak, jak ludzie najnieszczęśliwsi! A czemże jest to życie ludzkie? Ja go dziś kawał widziałem!...
W pamięci jego przesunęło się szybko ciche szczęście Przerwiców, śmierć Drewskiego, rozpacz jego matki, której życie, dzięki śmierci syna, miało się zmienić materyalnie na lepsze, scena w restauracyi, figury kapitana, łysego mężczyzny, zwanego Piętaszkiem i Borzewskiego, jego własne myśli i uczucia, wstrętny, dziki i bar-