Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak mógł najszybciej, prześcieradło u futryny, pociągnął, popróbował i siadł na oknie.
Rdzawicz zbliżył się ku stróżowi.
— Spróbuj pan tylko! — krzyknął stróż, wdziewając czapkę i odwijając rękę na odlew. Ale w tej chwili Tężel pociągnął jeszcze raz prześcieradło, popróbował, przełożył nogi ku ulicy i począł się zsuwać. W pół drogi węzeł się odwiązał, czy pękł i Tężel gruchnął wraz z prześcieradłem na trotuar, szczęśliwie jednak w kupę śniegu. Podniósł się, strzepnął ręce i mówiąc: — »Czekajże psiawiaro, zobacz, jak to boli« — zbliżył się do stróża, ścisnął mu rękę, którą ten nóż wydobył z kieszeni, dał pięścią w łeb, aż zahuczało, i w śnieg go cisnął.
Stróż, nie klnąc nawet, oddalił się szybko.
— Cóż teraz zrobimy? — spytał Tężel.
— Weźmy tego psa na prześcieradło i zaniesiemy do mnie. Zadzwoń. Niech przynajmniej zdechnie w cieple.
Ostrożnie wsunęli pobitego psa na prześcieradło i ku niezmiernemu zdumieniu stróżki, wnieśli go do mieszkania.
— Słuchaj, najlepiejby go było zastrzelić, niech się nie męczy — rzekł Rdzawicz.
— Tak, ale zrobi się huk, ludzie się pobudzą.
— E, nie, mój rewolwer cicho strzela, zresztą tu naokoło pusto. A gdyby i kto usłyszał, to nawet z policyi mi nic nie powiedzą, bo ja z naszym rewirowym jestem w przyjaźni. Wyrysowałem mu z fotografii portrecik dziecka, które niedawno umarło.
Wyjął rewolwer z szuflady, odciągnął kurek i wy-