Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ono nad wszelkiem cierpieniem i szanuje wszelkie łzy, jak nakazuje Bóg mój Jezus Chrystus. Nie bezwzględny żołnierz, obcy uczuciom tkliwym, stoi przed tobą, lecz chrześcianin, dla którego nie ma przyjaciela i nieprzyjaciela, a jest tylko człowiek. I ten chrześcianin prosi cię, abyś opuściła Atrium Westy przed zachodem słońca, jutro bowiem, gdy zorza poranna rozproszy ciemności nocy, zgaśnie wasz święty ogień na zawsze. Ostrzegając was, chcę wam oszczędzić przykrości.
— Ty wiesz, iż przysięgłam świętemu ogniowi Westy wiarę na lat trzydzieści odrzekła Fausta, nie patrząc na Fabricyusza. Czas ten jeszcze nie upłynął.
Fabricyusz wyciągnął do niej ręce.
— Poddaj się wyrokowi Boga — prosił — nie opieraj się woli potęg, mocniejszych od człowieka. One to zwyciężyły was, zamknęły wasze świątynie, zakryły waszą przeszłość całunem. Nowe słońce świeci już nad światem, jedyne, zwycięskie. Wasi bogowie umarli bezpowrotnie, wasze tradycye rozwiały się, jak mgły przed gwiazdą dzienną. Nie mówię tego dlatego, by nasycić zemstę. Chciałbym rzucić pod twoje stopy wszystkie kwiaty tej ziemi, otoczyć cię wszystką wonią, wszystkim śpiewem pól i lasów, miłości mojej bowiem do ciebie nie stłumiła trwoga ostatnich dwóch lat, nie strawiło jej upokorzenie, doznane z twojej przyczyny. Kocham cię tą samą miłością gorącą, która cię kiedyś w gwałtowności swojej znieważała. Teraz będę czekał cierpliwie, aż się twoje serce nakłoni do mnie i wynagrodzi mi tysiąc dni, przebytych bez radości.