Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Występną kapłankę zakopują u nas żywcem w ziemi — odpowiedział Teodoryk, podnosząc się z kolan.
— I ty, którego serce pochwala okrutną karę sędziów allemańskich, bo mówi to twój głos niepewny, ty, dla którego szczęście ukochanego pana jest droższe nad śmierć pogodną — ty, żołnierz, posiwiały w bojach, sługa, wierniejszy od kochanki, chciałbyś, ażebym ja, kapłanka prześladowanego narodu, złamała przysięgę? Ty tego nie chcesz, starcze.
— Wojewoda wierzy, że się twoja twarda cnota rzymska ukorzy przed dobrocią Dobrego Pasterza — odpowiedział Teodoryk, nie patrząc w oczy Fausty. — Gdyby twoje serce umiłowało naszego Boga, spadłyby z twojej duszy śluby pogańskie.
— Ale ty wiesz teraz, że mnie nawet groźba zemsty pogrobowej nie odwiedzie od moich bogów. Dlaczego mnie jeszcze więzisz?
— Powiedziałem już, że czynię tylko, co mi rozkazano.
— Mąż nie powinien wykonywać rozkazów niegodnych.
— Żołnierzowi nie wolno zastanawiać się nad rozkazami wodza.
— Nie służbę żołnierską pełnisz przy mnie.
— Ciężko karze twój gniew moją wierność.
— Twoja wierność jest zbrodnią.
— Odpuść mi, świątobliwa pani.
— Smutek mojego narodu niech spadnie na twoją głowę!
Twarz Teodoryka oblał ciemny rumieniec.
Fausta wskazała ręką na drzwi.