Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chrześcianinem nie był śpiewak, bo sławił Apollina i do gminu nie należał, bo znał język grecki. Jakiś poganin wyższych stanów znajdował się w pobliżu Fausty.
Więc zawołała pełnym głosem:
— Bądź pozdrowiony, przyjacielu! Wita cię w swojem więzieniu Fausta Auzonia, dziewica Westy...
Jak dzikie zwierzę rzucił się na nią Teodoryk, zamknął jej usta płaszczem, porwał w objęcia i puścił się pędem ku skałom.
Za kamiennym murem naturalnej warowni stała w gaju pomarańczowym willa Fabricyusza. Przed jej portykiem paliło się ognisko, naokoło którego siedzieli Allemanowie z przybocznej straży wojewody Italii.
— Zgasić natychmiast ogień! Psy uwiązać w stajni, mieć baczenie na szmery podejrzane — krzyknął Teodoryk.
Wpadł z Faustą do willi, przebiegł boczne kurytarze. Dopiero na krytym dziedzińcu zatrzymał się. Złożywszy kapłankę ostrożnie na sofie, ocierał rękawem tuniki pot z czoła.
Cztery duże lampy kryształowe, przysłonięte tkaninami indyjskiemi, wypełniały salę światłem różowem. Miękki kobierzec wschodni pokrywał całą posadzkę, pnące rośliny oplatały filary z białego marmuru.
Fausta, poprawiwszy na sobie fałd sukni, zwróciła na Teodoryka oczy zagniewane.
— Czy długo jeszcze będziesz obrażał moją godność kapłańską? — zapytała.