Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom II.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I ja, Fausta Auzonia, miałabym opuścić ojczyznę moją, w chwili, kiedy ją opuszczają słabi i podli, ja, strażniczka żnicza narodowego, miałabym rzucić hańbę na sędziwe lata Rzymu? Tylko niewolnicy odwracają się od pana, który przestał być szafarzem łask i dobrodziejstw.
Podniosła się, wyciągnęła rękę do nieba i zawołała:
— Nie lękam się was, nieznani bogowie, coście pozazdrościli Rzymowi panowania nad rodem człowieczym, nie straszną jest dla ranie wasza groźba. Jeśli postanowiliście w radzie swojej naszą zgubę — zginę bez klątwy pod gruzami mojego narodu; jeśli wasza ręka mściwa pójdzie za nami w krainy cieniów — będę cierpiała z moim narodem. Niech się przed wami korzą ludy bez przeszłości. Rzymska patrycyuszka nie ucałuje stóp bogów, wrogich jej ojczyźnie, chociażby ją ich potęga miała ścigać aż do królestwa wiecznego spoczynku.
Stała wyniosła, dumna, jakby wyzywała gniew niebios, potem odwróciła się do Prokopiusza i wyrzekła miękkim głosem smutku:
— Teraz wiesz, dlaczego nie chcę uznać dobroci waszego boga. Uwielbiam go, bo jego litościwej nauce należy się cześć duszy niewieściej, lecz miłować nie mogę. Z dniem jutrzejszym zamknij księgi swoje do skrzyni. Słuchać cię więcej nie będę.
Skinęła na Teodoryka i rozkazała:
— Prowadź mnie, stróżu mojego więzienia.
Stary Alleman, zapaliwszy pochodnię, szedł przodem.