Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Te istoty nadziemskie, silniejsze od człowieka, stroicie w strzępy filozofii i zabobonów gminu. Prowadzi was do nich tylko rozum i miłość przeszłości. Nie z żywą wiarą naszych ojców zbliżacie się do ołtarzów Jowisza, Junony, Marsa i Apollina.
— Mędrzec nie gardzi żadną drogą, byle wiodła do cnoty. Gdy znalazł drogę dobrą, nie pyta o to, jak się ona nazywa.
— Droga, wybrana przez rozum, bywa zawsze krótką i przystępną tylko dla jednostek, które trafią i bez niej do cnoty. Jedyna wiara żywa posiada moc odmłodzenia ludzkości, tą zaś wiarą nie jest helenizm, o czem wiesz tak samo, jak ja, Kwintusie.
Milczeli.
Symmachus nie przeczył, znał bowiem zbyt dobrze jasny umysł Ambrozyusza, by się mógł łudzić, że przekona go słowem obłudnem. I on czuł niedostatki odrodzonego pogaństwa.
— Mówiąc o bogach narodowych — odezwał się po dłuższej przerwie — mówię o Rzymie, o jego przeszłości i przyszłości. Z prośbą od tego Rzymu, od kołyski twoich przodków, przybyłem do ciebie, Ambrozyuszu. Być nie może, by zabobon wschodni...
Zatrzymał się i poprawił:
— Odpuść mi, bracie... Być nie może, by nowi bogowie wyssali z twoich żył krew rzymską i wszczepili w twoje serce miłość dla barbarzyńców. Zanim zostałeś chrześcianinem, byłeś Rzymianinem. W imieniu dzieci świętej Romy zanoszę do ciebie, patrycyuszu rzymski, prośbę serdeczną. Wpłyń na Teodozyusza, żeby cofnął swoje ostatnie edykty. Zostawcie nam nasze ołtarze i zwyczaje, albowiem bez nich