Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wojewoda zamilkł. W miarę, jak opisywał walkę, rozgrzewał się jego głos, zabarwiały się policzki, rozpalały oczy. Jego zapał udzielił się słuchaczom. Fausta Auzonia, podniósłszy się na łokciu, ogarniała go wzrokiem promiennym, wsłuchana całą duszą w krótkie, urywane zdania żołnierza. Kajus Juliusz nie uśmiechał się już ironicznie. Nawet Konstancyusz Galeryusz, który patrzył ciągle uparcie przed siebie, nie racząc nawet zwrócić głowy w stronę chrześcianina, śledził uważnem uchem przebieg opowiadania.
— I cóż dalej, cóż dalej? — odezwała się Porcya Julia z ciekawością dziecka.
— Śmierć nie zdradziła mnie — dokończył Winfridus Fabricyusz głosem zwyczajnym. Poczciwa przyjaciółka zwiodła Franków, pokrywszy mnie swoją bladością. Barbarzyńcy, przekonani, że mnie ich miecz uczynił nieszkodliwym na zawsze, zostawili mnie na pastwę dzikim zwierzętom. Kilku z moich ludzi, którzy ocaleli, odnaleźli mnie i odnieśli do obozu.
— A sztandar? — zapytała Fausta Auzonia.
— Krwią przesiąkłą szmatę z portretami imperatorów i z cyframi Boga prawdziwego złożyłem w skarbcu legionu.
Ostatnie słowa wojewody zgasiły w oczach pogan błyski zaciekawienia. Przypominały im one, że wojsko rzymskie walczyło od czasów Konstantyna pod znakami Chrystusa.
Fausta Auzonia osunęła się wolno na poduszki sofy, Kajus Juliusz poruszył się niecierpliwie na krześle, Konstancyusz Galeryusz mruknął pod nosem ci-