któremu odjęto dawne przywileje, nie uwolniwszy go od ciężarów.
Chciwość skarbu cesarskiego i drapieżność urzędników doprowadziły do tego, że się ubożsi ratowali ucieczką przed obowiązkami poddaństwa rzymskiego. Rolnik rzucał ziemię, rzemieślnik warsztat. Całe prowincye leżały w czwartem stuleciu na kresach państwa i nad brzegami mórz, skąd można się było łatwiej dostać za granicę, odłogiem, bogate łany porastały chwastem. Lasy i góry krajów barbarzyńskich, przylegających do cesarstwa, były przepełnione zbiegami rzymskimi.
Ale za szczęśliwych, co zdołali omylić czujność straży pogranicznej, odpowiadali nieszczęśliwi, przykuci stosunkami do miejsca urodzenia. Rząd nie troszczył się o to, czy gmina posiadała liczbę mieszkańców, zapisaną w księgach ludności. Każdy okręg musiał do skarbu państwa odstawić sumę oznaczoną, bez względu na stan jego zamożności.
System ten dolegał najwięcej miastom, którym cesarstwo zostawiło dla ułatwienia zadania swoim wykonawcom pozory samorządu.
Jak dawniej, stała i teraz na czele gminy miejskiej, rada municypalna. Ale ci dekuryonowie nie wychodzili z urny wyborczej. Mianowała ich władza, gdy rozporządzali odpowiednim majątkiem. Byli oni właściwie bezpłatnymi urzędnikami. Do nich należało utrzymanie gmachów publicznych, ulic i dróg, oni dostarczali legionom żołnierza, skarbowi złota, przejeżdżającym dygnitarzom noclegów, podwód i kubanów, a monarchom podarków, nakazywanych z powodu różnych uroczystości.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/047
Wygląd
Ta strona została skorygowana.