Przejdź do zawartości

Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom IV.djvu/004

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.

Zdziwili się nazajutrz goście Serwiusza, gdy ich trąby i rogi o świcie ze snu zbudziły. Dotąd nie przeszkadzał im nikt w wypoczynku po nadmiernie użytych trunkach. Jak w domu, wylegiwali się i tu do białego dnia na skórach niedźwiedzich, nie troszcząc się nawet o konie.
Tylko niewiasty witały w barbarzyńskiej Germanii wschód słońca. One krzątały się od samego rana w domu i w szopach, przeznaczonych dla zwierząt. One przyrządzały strawę, przędły len, chowały dzieci, a gdy było potrzeba, szły do lasu z toporem, a w pole z sochą.
Wolny Germanin, bez względu na wiek, stan i majątek uważał próżniactwo w czasie pokoju za przywilej płci mocnej. Łowy, piwo, kości i ćwiczenia rycerskie wypełniały mu życie. W braku towarzystwa przepędzał cały dzień przy ognisku, obojętny świadek pracy niewiast i służby.
Z gniewnym pomrukiem przecierali Germano-