Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gór, tworzących granicę Markomanii. O kilkanaście kroków od niej stał wojownik germański.
Zeskoczywszy z konia, podszedł Serwiusz do owego wojownika i odezwał się do niego półgłosem:
— Doczekałeś się wnuków, a nie nauczyłeś się jeszcze wykonywać rozkazów. Nie opiekuje się dobrze niewiastą, kto pozwala jej o tej porze przebywać w lesie.
Zamiast odpowiedzi, wskazał Germanin na broń.
— Za mało jednej włóczni i jednego miecza na stado wilków — fuknął Serwiusz i zbliżył się do Mucyi.
— Tusnelda niepokoi się o ciebie, Mucyo — wyrzekł, dotykając ręką głowy Rzymianki.
Ona zwróciła do niego twarz zroszoną łzami i odparła:
— Przepraszam Tusneldę i ciebie, Serwiuszu, ale mnie gwar waszego domu męczy. Tu mi dobrze. Za temi górami...
Chciała powiedzieć: „świeci słońce rzymskie,“ lecz zamilkła.
Boleść jej nie uszła uwagi Serwiusza.
— Ty płaczesz, Mucyo? — mówił z wyrzutem w głosie. — Od chwili, kiedy przekroczyliśmy granicę cesarstwa, nie schodzą z twego oblicza cienie smutku. Daremnie jestem ci ja bratem, a Tusnelda siostrą kochającą. Cisza naszych lasów nie utuliła twojego żalu, szczera gościnność germańska nie okwieciła ust twoich uśmiechem swobodnym. Tam, za temi górami, sponiewierali cię, znieważyli, cisnęli