żołdacy łańcuchami i wtrącili do ciemnego lochu, jak występną niewolnicę, ją, Kornelię, której nie znieważyła nigdy dotknięciem ręka plebejusza. Następnie stawiono ją przed sądem, skazano na śmierć i poprowadzono na Pole Hańby, oddając na pośmiewisko motłochu.
I to za co? Za to, że miała odwagę głośno wypowiedzieć, co myśleli po cichu wszyscy oświeceni jej epoki, że wyparła się bogów, w których nikt nie wierzył. I oni, jej sędziowie i kaci, składali ofiary Jowiszowi i Wenerom tylko dlatego, że tak nakazywał obyczaj i rząd imperatora.
Szła na Pole Hańby, nie żałując życia, które mogła okupić kłamstwem. Ale szła bez miłości dla prześladowców, chociaż ją nowa wiara uczyła przebaczenia.
Sponiewierali ją, wlekli ją przez miasto; pachołkowie drwili z jej poszarpanej sukni, obrywając z niej szlak purpurowy.
Obeszli się z nią, jak ze zbrodniarką, z nierządnicą.
Wyrok śmierci przyjęła z obojętnością chrześcianki, spodziewając się na drugim świecie szczęścia wiekuistego, obelgi jednak zraniły ją boleśniej, aniżeli sądziła. Idąc na Pole Hańby, czuła, że nowa wiara nie zburzyła w niej jeszcze doszczętnie starych przesądów krwi senatorskiej. Bóg wydziedziczonych nie wyrwał z jej serca gniewu możnej pani, nie znoszącej brutalnego śmiechu ulicy. Przeto była wdzięczna Serwiuszowi, że powstrzymał rękę kata, wiedziała bowiem, że prawo pozwalało ją znieważyć jeszcze przed samą egzekucyą.
Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom III.djvu/089
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.