Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jej świadomości jasny płomień. Wiedziała teraz, dlaczego istniejący porządek społeczny, pobłażliwy dla wszystkich wyznań, nienawidzi chrześciaństwa, usiłując stłumić jego wzrost. Ten Bóg cierpliwy i pokorny nie był jedynie opiekunem ubogich. Przygarniał on do siebie wszystkich niezadowolonych, których chłód gasnącego słońca męczył, nie dając im ciepła ożywczego. I ona odczuwała zimne dreszcze swej epoki.
— Czy rozumiesz teraz, dlaczego nas imperator i senat prześladują? — zapytał Felix, pochylając się nad nią.
A kiedy Mucya milczała, dodał głosem stłumionym:
— Dzień, w którym Mucya Kornelia przyjmie chrzest, będzie dniem uroczystym dla gminy rzymskiej.
— W Kornelii żyje jeszcze Rzymianka — wyrzekła Mucya.
— Chcesz się namyślić? — mówił Felix. — Chcesz zdusić w sobie pychę Rzymianki, zanim ukochasz całą ludzkość cierpiącą, jak nakazuje nasz Bóg? Szanuję twoje wahanie, bo wierzę, że wzmocni ono w tobie miłość do nowej prawdy. Jesteś prawą i szlachetną, a Bóg nasz narodził się tylko dla dobrych.
Wolno podniosła się Mucya z krzesła.
— Zapomnieliśmy o mojej niewolnicy — wyrzekła — której życie pragnę zachować dla jej starej matki.
— Nie wyrwiesz jej z rąk pretora, ani z paszczy lwa, chyba, żeby ci Publiusz Kwintyliusz dopomógł —