Strona:PL Teodor Jeske-Choiński-Gasnące słońce Tom II.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy miałeś z naszych lasów świeże wiadomości? — zapytał Serwiusz Hermana, gdy zbliżali się po Palatynu.
— W gospodach germańskich opowiadają, że całe północne pogranicze cesarstwa rozbrzmiewa pieśnią wojenną — odpowiedział Herman półgłosem.
— Całe? — wyrzekł Serwiusz.
— Naczelnicy powaśnionych plemion podają sobie ręce w świętych gajach i ślubują sobie pomoc wzajemną.
— Długoż będzie tej zgody? — mruknął Serwiusz z odcieniem niedowierzania w głosie.
Zamyślił się i biegł dalej, prowadzony przez Hermana, który mu świecił pochodnią.
Po jakimś czasie odezwał się znów:
— Czy znalazłbyś między wyzwoleńcami germańskimi w razie potrzeby kilku takich zuchów, coby się nie cofnęli przed czynem odważnym?
— Nasi współbracia zapominają zwykle w niewoli rzymskiej o dzielności przodków — odparł Herman — ale znam pomiędzy gladyatorami dziesięciu takich, którzy uczynią wszystko, co rozkażecie.
— Pamiętaj o nich. Będą nam może potrzebni...
Zaledwo stanęli pod murem ogrodów cesarskich, kiedy się od niego ciemna postać odczepiła i zbliżywszy się do Serwiusza, wyrzekła głosem przyciszonym:
— Niepotrzebnie wziąłeś z sobą towarzyszów. Pójdź za mną!
— Krzyk puszczyka będzie znakiem, że grozi